W proponowanej przeze mnie interpretacji mamy do czynienia z czasem zajętym i czasem niezajętym, to znaczy wolnym, wolnym – bo niezajętym. Rozpatrując człowieka jako byt świadomy swojego istnienia, można przyjąć, że czasu wolnego nigdy aktualnie, tj. w czasie bieżącym, teraźniejszym nie ma. Czas wolny to czas o właściwościach abstrakcyjnych, konceptualnych. Może być jedynie pomyślany przez podmiot i może dotyczyć przyszłości (choć nie tylko). W związku z tym człowiek poza świadomością to człowiek posiadający czas wolny, chociaż ze stanu swojego posiadania niezdający sobie w żaden sposób sprawy. O tym, że posiada on czas wolny, wiedzą inni, ale nie dany człowiek. Dana istota nie może zadysponować owym czasem w przeciwieństwie do innych jednostek, podtrzymujących nieświadomą istotę przy życiu. Czasem wolnym (w podobnym sensie) dysponuje też, według poglądów protestanckiego myśliciela J. Moltmana – człowiek po śmierci duszy i ciała – oczekujący wpierw na zmartwychwstanie, a następnie na zbawienie. M. Luter – jego protoplasta – głosił teorię tzw. snu duszy, pogląd zwany hipnopsychizmem. Twierdził, że gdy człowiek odchodzi, to umiera jego ciało i oczekuje wraz z całkowicie bierną w tym czasie duszą – nb. niezajętą czymkolwiek, bo będącą jakby w letargicznym uśpieniu – na Sąd Ostateczny. Oczywiście człowiekowi – bytowi nieistniejącemu już w sensie biologicznym – zostaje dany czas wolny, wolny od wszystkiego. Jednakże nie może nim w żaden sposób zadysponować, bo nie jest ani tego daru, ani związanych z nim możliwości świadomy. Nie wie bowiem o tym, że przerwa między życiem doczesnym a wskrzeszeniem do życia wiecznego w planie eschatologicznym jest dla niego czasem wolnym, całkowicie wolnym od jakiejkolwiek formy ludzkiej aktywności. Dla człowieka świadomego swego istnienia czas wolny to zawsze czas przyszły, istniejący jedynie potencjalnie – w możności – jako czas jeszcze przez nic niezajęty.